poniedziałek, 5 grudnia 2011

Trybunały dla Europy

Ministra Sikorskiego prywatnie bym nie lubił, ale zważywszy na niekwestionowane kompetencje uznaję go za bardzo dobrego Ministra Spraw Zagranicznych. Przemówienie, o de facto utworzeniu Stanów Zjednoczonych Europy (nazwa ta nie bardzo mi się podoba), wygłoszone w Berlinie jest pełnym wyrazem przekonań pana Sikorskiego, ponadto wpisuje się pozytywnie w  próbę rozwiązania problemów UE. Jest głosem odważnym, zauważę tutaj że odwagi polskim ministrom ostatnio nie brakuje, np. min. Rostowski podczas mowy w PE przytoczył anegdotę o uzyskiwaniu Zielonej Karty w obawie o wybuch wojny, dając tym samym do zrozumienia że obecna sytuacja jest bardzo groźna dla kontynentu. Przykro jest pozbywać się pewnych swobód na rzecz innych, w tym przypadku ponadnarodowych instytucji, ale w sytuacji globalizacji, ścisłych powiązań na jakich opiera się unia, niefrasobliwa polityka finansowa jednego pociągnie na dno wszystkich. Aby temu zapobiec trzeba jeszcze ściślej się związać ze sobą, oddać część kompetencji rządowych w ręce unijne, z nadzieją że będą tam zasiadali ludzi, którzy znają się na rzeczy i zdołają - po pierwsze - wyciągnąć nas z obecnego kryzysu, - po drugie -  nie dopuszcza do powtórki sytuacji.

W kraju podniósł się ferment, ministrowi grożono Trybunałem Stanu, oskarżano go o oddawaniu Polskiej suwerenności. Czy działaniem, które można podobnie nazwać nie jest udawani się do innego kraju z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej, zarzucając własnemu państwu nierzetelność w tej sprawie? Wytykano całemu rządowi że nie podjął wcześniejszej debaty o propozycjach zmian w UE w kraju. Ale na jaką debatę można liczyć w kraju, w którym szef największej opozycyjnej partii neguje wynik wyborów, odmawia moralnego (?) prawa o rządzenia zwycięskiej partii? Taka debata  nim by się rozpoczęła stanęła by na odmawianiu premierowi prawa do decydowania o losach kraju. Ugrzęzła by w polskim piekiełku, nikt by się o niej nie dowiedział. Z powodu nierozumienia przez znaczną część klasy politycznej zasad funkcjonowania demokracji, trzeba działać w ukryciu, z zaskoczenia

Przez długi okres historii Polska nie miała możliwości samodzielnego kształtowania swej polityki, w czasach zaborów nie posiadała nawet własnych instytucji państwowych. Jedną z przyczyn było niedostosowani się szlachty do panujących realiów politycznych. Podobnie zachowuje się dziś prawica. Jeżeli Polska chce się liczyć na arenie międzynarodowej, musi zrzec się do pewnego stopnia suwerenności w kwestiach finansowych, gospodarczych, a nawet w kwestii polityki zagranicznej. Europa mówiąca jednym głosem to w tej chwili mrzonka, unijna dyplomacja jest niemrawa, a jeśli ktoś chce wiedzieć jakie jest stanowisko Europy to słucha Berlina bądź Paryża. Tam zapadają główne decyzje, jeśli będziemy się izolować wkrótce i tak nie będziemy mieli większego wpływu na to co dzieję się w krajowej gospodarce, ponieważ nie damy rady odizolować jej od rynków międzynarodowych, prowadziłoby to do jej uśmiercenia.

Z pewnością nie jeden prawicowy polityk w głębi ducha tęskni za dawną Rzeczypospolitą, która nie była niczym innym jak unią wielu narodów. Budząca się w XIX w. narodowa świadomość nacjonalizm doprowadziły do powstania wielu państw, podobnie było w wielu innych rejonach Europy, każdy chciał być na "swoim". Obecną sytuację kontynentu porównam do wielkiej, wielopokoleniowej rodziny. Najpierw wszyscy mieszkali wspólnie, jednak co raz częstsze niesnaski spowodowały że każdy brał kredyt na własne M. Wszystko było OK, dopóki każdy z osobna mógł żyć na kredyt, a gdy skończyła się prosperity większość nie jest już w stanie płacić za niezależność, muszą się ponownie wprowadzić do jednego domu. Zupełnie jak Europejczycy. Trzeba się z tym pogodzić.