wtorek, 18 października 2011

Nie rzucim ziemi

Kapitalizm można lubić, bądź też nie, mi bliżej do tej drugiej opcji. Lecz trzeba przyznać że część założeń tworzących podwaliny tego systemu jest pożyteczna, o ile się ich nie wypaczy w złą  stronę, np. masowa produkcja. Im więcej się produkuje danego dobra, tym jest tańsze, a przez ilość wypuszczaną na rynek, łatwiej dostępne. Wszystko jest OK dopóki komuś nie zacznie przeszkadzać wielkość produkcji, i nie uczyni kroków zmierzających do jej zmniejszenia, ze szkodą dla producenta i konsumenta.
Gdy wchodziliśmy do Unii wizjonerzy modernizacji polskiego rolnictwa wieścili szybką konsolidację małych gospodarstw, produkujących na własne potrzeby, w duże, wielkoobszarowe "latyfundia", wyspecjalizowane w konkretnej produkcji. Dzięki niskim kosztom własnym, oraz dobrej jakość polskie płody rolne miały podbijać Zachodnie rynki. Udawało się to, raz lepiej, raz gorzej. Powstało kilkaset dużych gospodarstw, rozwijają produkcję, rosną w siłę, a tu nagle grupa "ekspertów" od rolnictwa z pewnej zielonej partii (ciekawe czy ta zieleń nie odnosi się również do stanu umysłowego) zainteresowała się sprawą. W tym miejscu z, że tak powiem, sielanki, wracamy na ziemię, twardą Polską ziemię. Uchwalono ustawę w myśl której gospodarstwa mające w dzierżawie od Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR) więcej niż 429 ha, będą musieli odpowiedzieć na pytanie: czy godzą się na oddanie 30% dzierżawionych przez siebie gruntów. Jeśli odpowiedzą  'Tak", będą mogli kupić pozostałość, ale nie więcej niż 300 ha. Ci, którzy odpowiedzą "Nie", będą mogli gospodarować tylko do końca trwania umowy, bez prawa do zawarcie nowej oraz bez prawa jej zakupu. W ten sposób, według autorów nowych przepisów, do rozdysponowania będzie nawet 150tys. ha gruntów!
Pytanie kto je kupi? W założeniu mają to zrobić małorolni, ale skąd wezmą na to pieniądze? Aby efektywnie gospodarować trzeba mieć ok. 40 ha (czasem mniej, zależy od rodzaju upraw). Rolnicy mający kilka, kilkanaście hektarów nie są w stanie zdobyć środków finansowych na dzierżawę kilkudziesięciu. Oddawanie ziemi biednym, bo tak trzeba nazwać gospodarza mającego tak mały areał, ma zapobiec ucieczce chłopów z sektora rolnictwa do innych sektorów gospodarki. Mówiąc wprost, zahamować spadek bezrobocia ukrytego, którego kamuflażem jest posiadanie ziemi i rzekome gospodarowanie na niej, który zwiększa bezrobocie realne. Myślenie rodem z XIX wieku. W ten sposób hodujemy armię ludzi z ambicjami, chcących coś osiągnąć, ale nie nie mających ku temu odpowiednich narzędzi. Czują się wykluczeni, zdradzeni, oszukani, okradnięci, są roszczeniowi. "Ale mnie się przecież należy!" Nie przypomina wam to czegoś? Mi kojarzy się z twardym elektoratem PiS-u.
Kto na tym skorzysta? Skoro nie mali, bo nie mają pieniędzy, ani duzi, bo de facto podcina się im skrzydła, więc kto? Średniacy. Ciekawe ilu takich średniaków znajdzie się wśród członków, albo znajomych członków zielonej partii?
Człowiekowi robi się przykro i smutno gdy słyszy o czymś takim. To takie Polskie. Gdy komuś się udaje, odnosi sukces osobisty, ale nie tyko, bo w wielu przypadkach może swym sukcesem pociągnąć w górę innych, opinie o kraju, natychmiast znajdują się zawistnicy, lub pospolici głupcy, którzy niweczą plany. Niech nie wyrasta ponad szereg, bo mu się krzywda stanie. A potem narzekanie,  na własne życzenie.
Trzeba dać pomysłowym, przedsiębiorczym, ambitnym pole do popisu, trzeba otoczyć ich kordonem bezpieczeństwa przed jadem sączącym się od tych, którym nie wyszło, z ich winy, nieudacznictwa, ale też często z powodów od nich nie zależnych. A wtedy będziemy pękać z dumy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz